Biorąc pod uwagę ostatnie 10 lat ten rok był dość udany - zarówno finansowo jak i biznesowo. Rodzinne może trochę mniej choć nawet udało nam się wyjechać na wakacje razem.
Zbudowaliśmy dużżżżżyyy budynek gospodarczy adoptowany na mały domek i zrealizowane jest to co mniej więcej było zaplanowane. Byliśmy na 2 weselach - jakże udanych oraz na kilkunastu wyjazdach biznesowych w Polsce.
Koniec roku a konkretnie dzień dzisiejszy był jednak tragiczny. Po raz kolejny "wulkan emocjonalny" M wybuchł. Dobrze, że pod ręką nie było siekiery. Miarka się przebrała.
Oczywiście zapalnikiem była przyjaciółka M. - A., która została wtajemniczona i która musiała oczywiści telefonicznie brać udział w naszych rozmowach o całym zajściu.
Cóż - koleżanka A jest nieodzownym elementem telefonicznym bądź osobistym codziennego wieczoru a wizyty M u niej tak regularne jak zachody słońca.
Po tym wszystkim ja nie upadam na duchu i czy z M czy sama z córką będę nadal realizowała swoje plany.
2013 jawi się dla mnie jako rok pełen przygód. Po krótce w punktach przedstawiłabym je następująco:
1. Luty - wyjazd do Wisły na zimowy wypoczynek
2. Maj - wyjazd do Zamku w Mosznej na długi majowy weekend
3. Czerwiec/lipiec - wycieczka do Czarnobyla
4. Sierpień - wakacyjne wczasy - tym razem na min. 10 dni. - powygrzewać się w słoneczku
5. Miesiąc nieznany i o ile nie wyjdą wczasy w sierpniu to dojdzie do realizacji - podróż koleją transsyberyjską z Moskwy do Pekinu lub do Władywostoku.
Dwa pierwsze punkty są zarezerwowane. Reszta... stoi pod znakiem zapytania - zarówno finansowym jak i czasowym a i strona rodzinna pozostawia wiele do życzenia - bo wycieczka pod sam Pekin to minimum 21 dni - i kto w tym czasie zostanie z córą?
Plany są ale co wydarzy się w międzyczasie... Na razie nie zawracam sobie tym głowy bo po co. Muszę się cieszyć tym co się dzieje z dnia na dzień i nie martwić co będzie za pół roku.
Chciałabym jednak w miarę regularnie siadać do pisania bloga - jednak nie traktuję tego jako Noworoczne postanowienie
Dwa kolory... czarny i biały, totalne przeciwieństwa będące krańcem palety barw. Dlaczego taki blog? Bo podobno ja taka jestem. Jak twierdzi mój mąż postrzegam wszystko albo na czarno albo na biało. Nie ma dla mnie żadnych pośrednich odcieni - mówi to w kontekście szarości ;) To tak jak z sinusoidą przy czym są tylko jej krańce. Góra albo dół. Cóż... ja tak nie uważam. Świat ma dla mnie pełną paletę barw. Jednak Wy czytelnicy sami to ocenicie czy widzę tylko czarny i biały czy może przemknie gdzieć w moich uczuciach, myślach, zachowaniu i wszystkim tym co przeleję słowami na bloga jakiś odcień niebieskiego, różowego czy też innego koloru.
niedziela, 30 grudnia 2012
piątek, 10 lutego 2012
Idylla z Pięknego Dworu
Moja kochana Idylcia ma już ponad rok. Wyrosła na piękna i dorodną sunię.
W kwietniu czeka ją pierwsza wystawa. Znawcy twierdzą, że konkurencja powinna się bać.
Razem z Dziunią
piątek, 3 lutego 2012
Pół roku w pigułce
Długo a może nawet bardzo długi nie zaglądałam na swojego bloga. Od ostatniego wpisu dużżżżżżżo się mieniło. Po tym ciężkich chwilach w związku małymi kroczkami zaczęliśmy wychodzić na prostą aż do teraz. Żeby nie przesłodzić - jest wręcz idealnie.
Po krótce...
W sierpniu - jeszcze w niezbyt dobrych stosunkach pojechaliśmy wspólnie z naszym kolegą Tomkiem na II Światowy Festiwal Wikliny i Plecionkarstwa. To chyba miało znaczący wpływ na ocieplenie naszych relacji.
We wrześniu oplataliśmy drzewo papierową wikliną w ramach projekty "drzewo - papier" niosąc przesłanie do społeczeństwa: "drzewo łatwo jest wyciąć jednak by wyrosło takie samo trzeba dziesiątki lat". W naszym wydaniu papier wrócił na swoje miejsce czyli na drzewo z którego pochodzi.
No i oczywiście najważniejsze wydarzenie września to impreza urodzinowa Michasi. Na drugie urodzinki było zaproszonych trochę gości. Mała świetnie się bawiła - koledzy i koleżanki również. A my dorośli też delikatnie się zintegrowaliśmy i było wesoło.
No i oczywiście najważniejsze wydarzenie września to impreza urodzinowa Michasi. Na drugie urodzinki było zaproszonych trochę gości. Mała świetnie się bawiła - koledzy i koleżanki również. A my dorośli też delikatnie się zintegrowaliśmy i było wesoło.
Październik - jest już prawie całkiem dobrze. Wizyty w szkołach, spotkania z rodzicami celem promocji warsztatów z papierowej wikliny wpływają na zabliźnienie ran. Wracają dawne wspomnienia kiedy było lajtowo i uczuciowo. Tylko Anetka nie może znieść naszych nowych stosunków.
Listopad - spokój, czas przemyśleń, długich rozmów i tym co się działo. Przyjazd teściowej z Włoch. I znów to samo... Anetka K. ciągle wkurwiona że częstotliwość wizyt Marcina u niej zmniejszyła się o połowę lub bardziej. Sprzedajemy maszynę do produkcji mat. I tu na nasze nieszczęście zaczynają się kolejne problemy ale nie będę o nich pisać teraz.
Grudzień - planowaliśmy dużo wcześniej zrobić zakupy świąteczne. Nie udało się. Moi klienci nie rozliczyli się na tyle ile bym chciała i dopiero w dniu wigilii kupuję na szybko Marcinowi prezent bez wcześniejszego uzgodnienia co ma Mikołaj przynieść. Wigilia w domu w wąskim gronie. Babcia Kazia, mama, Marcin, ja i Michasia.
Planowaliśmy wyjazd po świętach na wczasy i sylwestra ale obejrzeliśmy się za późno . Obdzwoniłam 20 domków i wszystkie zarezerwowane więc zrezygnowaliśmy.
Sylwester z kilkorgiem przyjaciół spędziliśmy we Fregacie - klubie w stylu morskim w Białej Podlaskiej a następnie w domu znajomych.
Styczeń - mnóstwo pracy, pracy, pracy ... itd.
Luty - całe szczęście że zaczęły się ferie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)