Dwa kolory... czarny i biały, totalne przeciwieństwa będące krańcem palety barw. Dlaczego taki blog? Bo podobno ja taka jestem. Jak twierdzi mój mąż postrzegam wszystko albo na czarno albo na biało. Nie ma dla mnie żadnych pośrednich odcieni - mówi to w kontekście szarości ;) To tak jak z sinusoidą przy czym są tylko jej krańce. Góra albo dół. Cóż... ja tak nie uważam. Świat ma dla mnie pełną paletę barw. Jednak Wy czytelnicy sami to ocenicie czy widzę tylko czarny i biały czy może przemknie gdzieć w moich uczuciach, myślach, zachowaniu i wszystkim tym co przeleję słowami na bloga jakiś odcień niebieskiego, różowego czy też innego koloru.











niedziela, 2 stycznia 2011

Gorycz Nowego Roku

Jakże udany miał być początek roku. Według życzeń, które złożył mi mąż między nami miało być lepiej. Oboje mieliśmy się postarać. Wczoraj ja dochodziłam do siebie po grypie żołądkowej więc nie miał powodu do zaczepki tym bardziej, że ja się prawie nie odzywałam tylko cały dzień leżałam w łóżku. 
Dzisiaj kontynuacja wczorajszego milczenia. Ja standardowo co by nie wszczynać głupich dyskusji "po co np. pojechał z Jackiem tankować samochód" nie odzywałam się. M. oczywiście też. Wieczorem zadzwonił Darek i mężulek miał wyjść jak zwykle tylko na chwilę na dwór a tu 3 i pół godziny mija i nadal go nie ma. Są tylko smsy "Kocham Cię a Ty?". Pieprzenie i mydlenie oczu.
Wychodzi na to, że to tylko ja mam się zmienić. Ja mam nie odzywać się i nie pytać jak wychodzi. Ja mam zrobić jeść. Zająć się dzieckiem. Zarobić pieniądze na dom i jego rozrywki.
Ja tyle razy mówiłam sobie DOŚĆ!!!!
Jestem zarazdą kobietą, która od 6 lat utrzymuje rodzinę. Starcza nam na rozrywkę, raty i normalne życie. Nie wiem czego się boję. Wydaje mi się, że to przez moją kochaną kotkę, której on nienawidz a ja gdybym odeszła musiałabym zostawić ją z nim. Gdybym się wyprowadziła to albo do matki albo na stancję. A co z kotem? Podejrzewam, że długo by nie pożyła moja kochaniutka Dziunia.
Może jest coś więcej w tym ciągłym odkładaniu rozstania na później. Może trochę boję się samotności. Może nadal kocham.
Ciąglę tłumaczę sobie ile razy jeszcze??? 
Tyle razy próbuję naprawiac to co jeszcze zostało. Staram się rozmawiać, docierać do pustej głowy faceta umiejącego jedynie ranić. I po raz kolejny przychodzą mi na myśl słowa: "Największy jest ból gdy rany zadają najbliżsi"


Mówię i pytam jak można być takim bydlakiem aby przedkładać swoje rozrywki nad dobro dziecka. Jakim trzeba być ojcem aby zajmowanie się dzieckiem sprawiało tyle niechęci, trudu i złości. Przecież czekaliśmy na Michalinkę 8 lat. A teraz? Dziecko prawie nie wie co to jest ojcowska miłość.
Mija kolejna godzina a M. nadal nie ma.
Dzisiaj swoje żale zakończę cytatem Karla Jaspers'a: "Nie wolno tracić nadziei, dopóki człowiek żyje z człowiekiem." jednak ile zdoła wytrwać jeszcze ta nadzieja?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz